Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem

4.01.2015
niedziela

Skrajnie subiektywne podsumowanie roku w komiksie

4 stycznia 2015, niedziela,

Czyli szał na oryginalne plansze klasyków, nowa fala komiksów dla dzieci, poszerzanie pola walki o zagranicę i rozczarowania.reprobus_04Zdarzenie1908_22Żeby dobrze podsumować rok, trzeba nabrać do niego chociażby minimalnego dystansu, zatem z wszelkimi rachunkami i podsumowaniami postanowiłem poczekać do stycznia, zgodnie ze sprawdzoną zasadą „pomyślę o tym jutro”. Było o czym myśleć, a najciekawsze wydarzenia to:

Komiks na aukcjach za ciężki pieniądz

Do 2014 praktycznie nie było u nas na rynku oryginalnych plansz. Działał osamotniony Artkomiks i tyle. I nagle poszło. Zaczęło się w lutym od pierwszej aukcji Desy Unicum i okładki „Zwariowanej wyspy” za 22 tys. zł. Potem kolejne aukcje w Desie i nie tylko w Desie (Sopocki Dom Aukcyjny, Agra Art.), a skończyło się na cudownym odnalezieniu „zagubionych” plansz Papcia Chmiela. Ile takich „zagubionych” plansz jeszcze wypłynie, Bóg raczy wiedzieć, ale raczej nie wpłynie to za dobrze na rynek.

Przez cały rok hype podsycany przez media na oryginały był niepokojąco intensywny. Bo z jednej strony bardzo fajnie, że jest ruch w interesie. Twórcy zarabiają, ludzie kupują, więc co się Frąckiewicz czepiasz. Ale jednak się przyczepię, bo poza hypem nie ma żadnej porządnej dyskusji na temat cen tych plansz, okładek. Czy faktycznie zwycięzcy aukcji płacą taką kasę za sztukę czy za sentymenty? Pytam choćby w kontekście niskich stawek za prace Grażyny Dłużniewskiej. Ceny okładek jeszcze rozumiem, ale niektóre plansze w tych cenach, jakie poszły na aukcjach, są niepokojąco wysokie.

Jak to się przełoży na ceny dzieł młodszych twórców? Czy naprawdę kupowanie prac na papierze za 22 tys. zł to taka sama inwestycja jak w malarstwo? Bo śmiem twierdzić, że nawet w polskich warunkach za 22 tys. można kupić większego pewniaka w malarstwie, które cóż… po prostu nie jest podejrzaną sztuką, jak komiks. Za 22 tys. zł można też kupić o wiele większego pewniaka w komiksie zagranicznym. Także ci, którzy kupili oryginały klasyków nie z miłości do komiksu, a na poczet świetlanej przyszłej i inwestycji, mogą się przeliczyć.

Kierunek Zachód

Trudno mówić o jakiejś modzie na polski komiks za granicą, tak jak dawniej miało to miejsce w przypadku autorów ze Skandynawii czy Bałkanów, ale zagraniczne wydania polskich twórców dziwią coraz mniej i coraz częściej stają się normą.

Niektórzy załatwiają to na własną rękę, jak Łukasz Kowalczuk i jego „Vreckless Vrestlers”, inni otwierają oddziały swoich wydawnictw, a właściwie osobne firmy, jak w przypadku Centrali, która ruszyła na brytyjski rynek z komiksami Tomasza Samojlika i Macieja Sieńczyka. Sam Sieńczyk również doskonale przyjmowany jest przez zagraniczną krytykę, znalazł się m.in. w zestawieniu najlepszych komiksów czołowego krytyka komiksu Paula Gravetta. Sieńczyk ma już na koncie wydanie brytyjskie i włoskie, przygotowuje się do francuskiego. Ale Polacy za granicą to także Sowa, Gawronkiewicz, Dzierżawska, Rebelka, Herba. I nie ma co się dziwić: euro i funt smakują lepiej niż złotówka.

Jakub Woynarowski nominowany do Paszportów POLITYKI

Głupio pisać o nagrodzie przyznawanej przez macierzystą redakcję, ale trudno nie dostrzec pewnej tendencji. Najpierw był Sieńczyk i Nike, teraz Woynarowski i Paszport POLITYKI. Czyżby oznaczało to, że twórcy zajmujący się komiksem powoli przebijają się do świadomości decydentów kulturalnych? Być może tak, ale można mieć też wątpliwości.

Sieńczyk w oczach wielu nie jest komiksiarzem, a dla Jakuba Woynarowskiego komiks oraz prace czerpiące z narracji komiksowej są ważną częścią jego twórczości, ale posługuje się także innymi mediami. Na pewno wielki wpływ na jego nominację miał polski pawilon na biennale architektury Wenecji. Woynarowski wydał w tym roku dwa albumy: „Nietoty” oraz „Martwy sezon”. Jestem ciekaw, czy za sprawą tej nominacji wyznawcy Jerzego Szyłaka zmienią stosunek do Woynarowskiego. Szyłak w zeszłym roku wojował z krakowskim artystą za pomocą swojej książki-pamfletu „Komiks w szponach miernoty”, gdzie Woynarowskiemu oberwało się zarówno za propagowanie pojęcia story-art, jak i za samą twórczość uznaną w tym roku przez jurorów Paszportów za godną nominacji. Cóż za rozbieżność opinii.

Mało bomb w tym roku

Teoretycznie ukazało się w tym roku tak wiele dobrych polskich komiksów, ale dziwnym trafem zaledwie dwa, bo „Powstanie” Gawrona i Sowy oraz „Zdarzenie 1908”, wyszły poza komiksowe getto. „Powstanie”, wiadomo: uznani twórcy, arcyważny temat. Z kolei „Zdarzenie 1908” to doskonała wirtuozeria historycznymi i kulturowymi stereotypami w duchu Mrożka, dostrzeżona m.in. przez Dwutygodnik, album też został nominowany do Nagrody im. Henryka Sienkiewicza.

Świdzińskiemu wróżę zresztą los podobny do Sieńczyka, jeszcze kilka albumów, a w recenzjach będzie „twórcą powieści obrazkowych”, a nie „rysownikiem komiksów”. Zobaczycie.

Miłe zaskoczenia i rozczarowania

Z zaskoczeń miłych – wyniki konkursu im. Janusza Christy na komiks dla dzieci. Oczywiście nie każdy album w ramach tegoż konkursu, bo jeśli chodzi o poziom estetyki, to „Rysiek i Królik” oraz „Lil i Put” są straszliwe i należy trzymać je jak najdalej od małych czytelników.

Za to „Kubatu” duetu Surma&Syty, „Skarb” duetu Chojnacki&Grochola nie dość, że mają świetne historie, to świadomie lub nie przemycają to błyskotliwe, subtelne poczucie humoru znane z dokonań Baranowskiego (tu szczególnie „Skarb”) oraz Chmielewskiego. Natomiast Januray Misiak napisał i narysował doskonały komiks dla młodzieży „Wszystko będzie dobrze”.

Niestety, mijający rok to także rozczarowania. Trzy razy starałem się przebrnąć przez „Zapętlenie” Daniela Chmielewskiego i dopiero za trzecim razem mi się udało. Stara zasada w komiksie mówi: „pokazuj, nie gadaj”. Ten komiks jest przegadany do cna, a szkoda, bo dotyka ważnych tematów, jak kryzys twórczy, toksyczny związek, poszukiwanie artystycznej tożsamości. Chmielewski wije się niesamowicie, szuka niebanalnych rozwiązań narracyjnych, konceptu, ale całość nie klei się w nic składnego.

Ciężko także z hypeowanym „Podglądem” duetu Chmielewski i Podolec. Sam do tego na łamach culture.pl przyłożyłem rękę, co było błędem. Mimo dobrych chęci autorów, poważnych inspiracji ten komiks nie broni się sam. Sam, bez wyjaśnienia intencji twórców, jest nudną, zimną historią z papierowymi postaciami. Aż sam siebie zaskakuję, pisząc te słowa, ale jak się okazuje – czasami strategie ze świata sztuki, konceptualne podejście (a czuję je w komiksach Chmielewskiego) nie sprawdzają się w narracji komiksowej.

A na koniec rozczarowany jestem brakiem na liście komiksów roku u koleżanek i kolegów recenzentów/recenzentek komiksowych doskonałego „Reprobusa”.

No jakże tak można. I Tardiego znów mało kto pokochał.

Zatem złośliwie ilustruję ten wpis kadrami z najlepszego komiksu zagranicznego i najlepszego komiksu polskiego wydanego w 2014.

Wszystkiego najlepszego w 2015 i półek pękających od doskonałych albumów.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php