Spróbujcie przeczytać „Powstanie. Za dzień, za dwa”, nie myśląc o Białoszewskim. Ja nie potrafię. Ale to chyba nic złego, bo Sowa i Gawronkiewicz stworzyli świetną historię właśnie z perspektywy cywilów.Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego szalonego fenomenu: co rocznica historyczna, to klęska artystyczna na polu komiksowym. W sumie przyczyny tego stanu rzeczy są doskonale znane: brak czasu, tworzenie pod dziwacznie rozumianą promocję/upamiętnienie, brak osobistego punktu widzenia, nabożny stosunek do historii. W sierpniu starałem się ułożyć listę ciekawych komiksów poświęconych Powstaniu. Naliczyłem dwie pozycje. To teraz mamy trzecią: dojrzałą, ciekawą zarówno fabularnie, jak i graficznie.
Białoszewski, Białoszewski, Białoszewski – nie potrafię usunąć go z głowy w trakcie lektury „Za dzień, za dwa”. Tych wszystkich opisów piwnic, szukających siebie rodzin, cywilnej perspektywy i dystansu narratora do partyzanckich walk, choć w komiksie walk jeszcze nie ma, będą „za dzień, za dwa”.
Co ciekawe, dystans jest wyczuwalny także u Sowy i Gawronkiewicza, mimo że autorzy starają się tu oddać bogatą panoramę społeczeństwa polskiego z czasów II wojny (brakuje chyba tylko jakiegoś szmalcownika), a Białoszewski filtrował jednak wszystko przez siebie. Czasami ta różnorodność wypada sztucznie, szczególnie w dialogach. Bywa, że bohaterowie rozmawiają ze sobą nie żywą mową, ale jakimiś deklaracjami światopoglądowymi rodem z Żeromskiego. Ale jak już wspomniałem, dzieje się to czasami, zatem nie razi.
A choć głównymi bohaterami są tu mieszkańcy jednej kamienicy (skojarzenia z „Domem” Łomnickiego jak najbardziej na miejscu), to chyba najistotniejszym bohaterem jest jednak Warszawa. Nie dwójka narzeczonych, para czekająca na ślub, nauczycielka tajnych kompletów spotykająca się z Niemcem, ale miasto. Miasto przeczuwające zagładę, zawieszone trochę w czasie, pełne napięcia i mrocznych pejzaży. Trzeba przyznać, że Gawronkiewiczowi świetnie to wyszło. Jest w tym jakaś mieszanka romantycznych ruin z ekspresjonistyczną, ponurą optyką. Nie brakuje także ironii – chyba najlepsze sceny z komiksu to te, w których Gawron ilustruje żarty z powstańczych gazetek. Mnóstwo w tych komiksowych, miejskich pejzażach emocji, nastroju i wyczekiwania.
A przede wszystkim ta perspektywa ludności cywilnej – rzadko obecna w powstańczych komiksach. Obok „Achtung Zelig” to najlepszy komiks Gawronkiewicza, a obok „Marzi” – najlepszy album Marzeny Sowy. Powstawał ponoć straszliwie długo, ale warto było czekać na taki efekt.
A o wspomnianych pozostałych dwóch dobrych powstańczych komiksach możecie poczytać w starym wpisie.
Marzena Sowa (scenariusz), Krzysztof Gawronkiewicz (rysunki), Powstanie. Za dzień, za dwa, Kultura Gniewu, Warszawa 2014.
9 października o godz. 23:05 15743
Zapraszam na mój blog o tematyce literackiej http://stroniczka.blogspot.com/
14 października o godz. 21:45 16019
O, dziękuję za tekst. Gawronkiewicz przekonał mnie do siebie Ottonem. Nawet nie wiedziałam, że wyszło coś nowego. Z pewnością obejrzę.
16 października o godz. 12:20 16119
Pięknie przedstawiona Warszawa.