Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem Outline - Blog o komiksie i opowiadaniu obrazem

19.05.2014
poniedziałek

Depresja wilczka w Koszycach

19 maja 2014, poniedziałek,

„Lek dla Wilczka” (Liek pre Vlcika”) Danieli Olejnikovej znalazłem w księgarni w Koszycach. A dokładnie na starym mieście w Koszycach. A to istotna różnica. To chyba jedna z najbardziej urzekających wakacyjnych zdobyczy, jaką kiedykolwiek upolowałem.Po Słowacji trzeba jeździć 50-tką. Przynajmniej tak twierdzą internauci na forum Gazety.pl, strasząc tamtejszą policją, która podobno nie lubi polskich rejestracji, za to bardzo lubi przytulać euro w nieformalnych sytuacjach lub wystawiać formalne mandaty na jeszcze większe kwoty. Woleliśmy z żoną tego nie sprawdzać, więc tłuczemy się tą pięćdziesiątką do połowy trasy (później na szczęście jest autostrada). Jako rasowy polski komiksiarz nie posiadam prawa jazdy, zatem za kierownicą męczy się żona, a trasa z Tylicza do Koszyc zajmuje nam niemal 2 godziny w jedną stronę (mimo tej nieszczęsnej autostrady). Ale jedziemy uparcie, tym bardziej że naczytałem się u Karla Markus Gaußa, jakoby Koszycka starówka była jedną z najpiękniejszych w Europie. Cóż, nie warto tak bardzo wierzyć pisarzom wcielającym się w rolę przewodnika.

Ale nawet jeśli Gauß nie ma do końca racji, to i tak Koszyce wyglądają niesamowicie. Uderzający jest bowiem kontrast między brzydkimi suburbiami, blokowiskami oraz całą tą dość potężną komunistyczną architekturą a wylizanym, wypucowanym i odstawionym jak na imprezę śródmieściem, które przypomina zupełnie obcy twór spadający prosto z kosmosu, lub raczej z jakiegoś wehikułu czasu w samo serce miasta o zupełnie innej skali. Taki słowacki „Dystrykt 9”. Śródmieście to bowiem małe kamienice, wąskie uliczki, urocze zaułki i dość niska, żeby nie powiedzieć prowincjonalna, skala budynków – odrestaurowanych na wysoki połysk. Wystarczy przekroczyć jednak granice starego miasta, żeby znaleźć się w zupełnie innej przestrzeni, dość przygnębiającej niestety.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że „Lek dla Wilczka” udało mi się znaleźć w księgarni Artforum właśnie na starym mieście, przy ulicy Młyńskiej 184 (prostopadła do Głównej, na wysokości katedry św. Elżbiety). Do tego pieczołowitość tej publikacji śmiało mógłbym porównać do „odstawienia” koszyckiego centrum – doskonały papier, jakość, druku, nasycenie barw i kolorystyka. Nie zrobiliby tego lepiej nawet maniacy wydawniczego detalu z Nobrow Press. I choć w Artforum było naprawdę sporo ciekawych książek i komiksów, publikacja Olejnikovej wyróżniała się nawet na ich tle.

Choć nie znam słowackiego, to jednak podobieństwo języków pozwala mi założyć, że zrozumiałem fabułę całkiem nieźle. Historia opowiada o wilczku mieszkającym w górach, który uwielbia piękno przyrody, spacery po lesie i imprezowanie ze swoimi kumplami z watahy. Jednym słowem potrafi cieszyć się swoim dzikim życiem. Aż do momentu, kiedy dochodzi do bliskiego spotkania z pszczołą. Jad owada okazuje się toksyczny, a nasz bohater nabawia się depresji. Wszystko go nudzi, wszystko już widział, wszystko jest bez sensu. Z pomocą przychodzi mądra sowa, która postanawia znaleźć antidotum na smutek protagonisty. Zakończenia nie zdradzę, choć – jak nietrudno się domyślić – finał jest pozytywny.

Trzeba też przyznać, że Olejnikova jest lepszą ilustratorką niż pisarką. To za mało powiedziane, jest ilustratorką świetną. Konsekwentnie trzymając się mocnej palety kolorów (pomarańcze, czerwienie, brązy i błękitnie akcenty), tworzy bardzo tajemniczy, zmysłowy, wręcz pogański świat przyrody, a każda ilustracja składa się dziesiątek linii i kresek, budujących tło czy postać. Można się w nie wpatrywać długo, podziwiając ich sposób wykonania i w przeciwieństwie do wilczka – nie ulegniemy znudzeniu. Oglądając te rozkładówki, na myśl od razu przychodzą murale i grafiki wrocławskiego artysty Oteckiego. Można mieć wrażenie, że wyrastają z podobnego sposobu patrzenia na naturę. Ale nawet jeśli się mylę, to i tak „Liek pre Vlicka” to do bólu dopracowana i hipnotyzująca książka.

Podsumowując: słowacka ilustracja kontra słowacka policja: 3 do 0.

fotografie: Daniela Olejnikova/ Behance

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Prezentuje sie swietnie. Duzo jest tam tekstu? Orientuje sie Pan czy mozna to kupic gdzies w sieci?

  2. Tekst jest raczej zdawkowy, a książka ma 36 stron. Można ją kupić na przykład na stronie Artforum, ale nie mam pojęcia, czy ślą także do Polski
    http://www.artforum.sk/catalog/olejnikova-daniela:liek-pre-vlcika/?mod=catalog&detail=59776

  3. Dziekuje!

  4. 🙁
    Henryk Kurta i „Gorby”….nic nie wiem o tym autorze ???

    Pozdr.

css.php