W „Hildzie i Nocnym Olbrzymie” główna bohaterka musi rozprawić się przede wszystkim z wielką biurokracją małych elfów, a jednocześnie przekonuje się, że świat może być postrzegany z kilku perspektyw.
Ponieważ mam dość bujną wyobraźnię, jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której Karol Kalinowski nawiązuje telepatyczne połączenie z Pearsonem i podświadomie dogadują się na wspólny koncept: zróbmy komiks o dziewczynce, która mieszka na odludziu, w towarzystwie postaci z miejscowej demonologii, odpowiednio: jaćwieskiej i skandynawskiej. W obydwu przypadkach to zadziałało. „Łauma” (2009) przyjęła się w Polsce (nakład wyczerpany), a „Hilda” w Wielkiej Brytanii (pierwszy tom z 2010 r )doczekała się 3 wydań, a potem przetłumaczoną ją na Francuski. Pech chciał, że „Łauma” ukazała się po polsku, więc w świecie anglojęzycznym nie mogła się wybić. Natomiast, gdy teraz „Hilda” pojawiła się w Polsce, trudno ją z „Łaumą” nie zestawić. W skrócie: jeśli komuś spodobała się „Łauma”, „Hilda” również powinna mu się spodobać.
O ile pierwszy tom „Hilda i Troll” był historią jednowątkową i dość prostą, to „Hilda i nocny olbrzym” jest trochę bardziej skomplikowana fabularnie, kilkuwarstwowa i ciekawsza. Adresowana jest chyba także do trochę innego odbiorcy. O ile „Hilda i Troll” to raczej historia dla dzieci, „Hilda i Nocny Olbrzym” przesuwa się bardziej w kierunku tego, co amerykanie nazywają „all ages”. Warto też zauważyć, że Perason powiela pewne chwyty z tomu pierwszego (trochę głupio kopiować od siebie). Mam na myśli wątek góry/wzniesienia, który wcale nie jest wzniesieniem (przepraszam za mały spoiler)
Wróćmy jednak do samej historii. Hilda wraz z mamą mieszkając w swoim domu pośród strumyków i fiordów dostaje pewnego dnia „nakaz eksmisji” od swoich niewidzialnych sąsiadów – małych, aczkolwiek wielce złośliwych i występujących w pokaźnej ilości elfów (wzrostem odpowiadają słowiańskim krasnoludkom). Jak wiadomo, w mitologii skandynawskiej elfy są niewidzialne, a żeby Hilda mogła je zobaczyć, musi wypełnić stosowne podanie. Gdy tego dokonuje, dopiero wtedy uświadamia sobie, że jej dom leży dokładnie pośrodku licznie zaludnionego (a raczej zaelfionego) państwa. Jest ono niesamowicie biurokratyczne i posiada system polityczny łudząco podobny do brytyjskiego. Jakby tego było mało, po okolicy kręci się gigantyczny olbrzym, dla którego z kolei ludzie są „niewidzialnymi” stworzeniami.
„Hilda i Nocny Olbrzym” dla małego czytelnika będzie z pewnością świetną opowieścią o relatywizmie i różnorodności spojrzenia na świat. To, co widoczne dla człowieka, nie musi być widoczne dla olbrzyma, a ludzie niekoniecznie muszą widzieć świat elfów. Dorosły czytelnik będzie z kolei świetnie bawił się obserwując wizję elfiego państwa – gdzie sprawy urzędowe załatwia się gorzej niż w polskiej skarbówce. Graficzna wizja świata złożona z rytmicznej narracji, stonowanych barw i swobodnej ,przystępnej, ale nie kiczowatej kreski zostanie chyba doceniona niezależnie od wieku. Person bardzo umiejętnie zestawia różnorodne wątki i nastroje: mamy tu tajemnicę i magię,, odniesienia do współczesnej biurokracji pełne angielskiego poczucia humoru, a na deser wzruszający wątek miłosny. I nic się ze sobą nie gryzie. Raczej płynnie przenika i splata.
Cytowany na okładce Paul Gravett pisze, że Pearson lawiruje między Tove Jansson a Miyazakim. Ośmielę się nie zgodzić. Z komiksowymi „Muminkami” Pearson ma niewiele wspólnego. Nie ma tu ani krzty grozy, napięcia czy mrocznego klimatu, które pojawiają się w jej komiksach. Jansson to raczej już „Łauma”. „Hildzie” zdecydowanie bliżej do Miyazakiego. Tu nawet pozornie groźny olbrzym już po pierwszej sekundzie okazuje się miłym gościem.
Luke Pearson, Hilda i Nocny Olbrzym, Centrala/Centralka, Poznań 2013, s.40
24 stycznia o godz. 4:55 6549
Świetny tom. Mi się podobał bardziej niż pierwszy. Widać, że autor się dopiero rozkręca i że jeszcze wiele pokarze. Ja do porównań dorzuciłbym przede wszystkim Toma Gaulda. Graficznie jest to bardzo widoczne (zestawianie dużego z małym). Zaryzykował bym stwierdzenie, że jego twórczość była nawet jakąś inspiracją dla tej historii.
24 stycznia o godz. 11:44 6553
Hmm, Gauld wydaje mi się graficznie zupełnie inną bajką – „Goliat” jest przecież o wiele bardziej minimalistyczny. A z drugiej strony obaj panowie to ta sama niezależna scena brytyjska komiksowa.
24 stycznia o godz. 16:23 6556
Źle się stało, że trafiłam na Pana stronę bo zachęcona recenzjami chciałabym przeczytać wszystkie te komiksy…
A że czasu nie ma, człek się frustruje i tylko mu gorzej…
24 stycznia o godz. 17:59 6557
Przyjrzyj się olbrzymom w Hildzie i postaciom Gaulda.
25 stycznia o godz. 13:21 6563
@Małgorzata – postaram się raz na jakiś czas na recenzje zniechęcające do komiksu, tak dla dla równowagi;)
25 stycznia o godz. 18:51 6564
Panie Sebastianie – niech Pan dalej robi swoje, bo ma Pan ku temu i wiedzę i kompetencję i jak wyczuwam – niezłą intuicję. Zapracowanymi Małgorzatami proszę się nie przejmować.
Pozdrawiam
11 lutego o godz. 16:40 6714
Zapowiada się ciekawie. Jeszcze nie miałem okazji widzieć kreski tego autora 😉
18 lutego o godz. 15:54 6825
Kurczę, kosztuje aż 42,20 zł…