Jeśli kiedykolwiek oglądając zeszyty ze „Spider-manem”, marzyliście, by pracować dla Stana Lee i jego „Zagrody”, to po przeczytaniu „Marvel Comics. Niezwykła historia” odetchniecie z ulgą, że nigdy nie dostąpiliście tego wątpliwego zaszczytu.
Niech nie zmyli was okładka zaprojektowana w stylu czasopisma dla młodszych nastolatków. Nagrodzona Eisnerem książka Seana Howe’a (oryginalny tytuł: „Marvel Comics. The Untold Story”) to dziennikarstwo najwyższej próby i rzecz świetnie umocowana w źródłach. Howe przepytał kilkadziesiąt osób – nie tylko gwiazdy takie jak Kirby, Ditko czy Stan Lee, ale także mniej znaczących pracowników Domu Pomysłów i stworzył bogaty obraz komiksowej firmy, a później już – komiksowej korporacji. Obraz niechlubny, pełen, rys, brudu fałszu i braku szacunku dla człowieka.
Ogromną zaletą „Niezwykłej historii” nowojorskiego dziennikarza jest brak geekowskiego zacięcia, peanów i pochwał na temat wspaniałości tworzonych przez Marvela serii. Howe pisze bowiem historię Marvela poprzez pryzmat ludzi, redaktorów i artystów Marvela – ich problemów i osobistych tragedii, a nie przez pryzmat tworzonych przez nich postaci. Jest wnikliwy, precyzyjny i drąży do bólu. Tym samym dziennikarz odwraca panujący w Domu Pomysłów porządek, gdzie postaci w trykotach i możliwość zbijania na nich kasy są najważniejsi, a autorzy? Cóż, człowieka zawsze można zastąpić. Howe wspaniale punktuje ten przez lata panujący w Marvelu sposób myślenia.
Z jednej strony możemy powiedzieć, że to o czym opowiada Howe (brak szacunku dla artystów, łamanie praw autorskich, zbijanie kasy na naiwności i autentycznej pasji scenarzystów oraz rysowników do tworzenia historii obrazkowych) to problemy w historii amerykańskiego komiksu powszechnie znane. I nie dotyczy to tylko Marvela, ale także DC – wystarczy przypomnieć wieloletnie batalie Alana Moore’a z tą firmą. Ale mimo wszystko wszystkie brudy i słabostki Marvela zebrane i zamknięte w jednym tomie robią wrażenie, zniesmaczają i przerażają. Choć zabrakło mi większej wnikliwości i dokładniejszego opisu sprawy sądowej między Jackiem Kirby (a potem jego rodziną), a Marvelem.
Howe robi coś jeszcze cenniejszego – pokazuje z czego składają się fundamenty przemysłu komiksowego (a w szczególności Marvela), a składają się głównie z kompleksów w stosunku do filmu, literatury, a nawet świata reklamy, do którego w poszukiwania lepszych warunków pracy i zarobków uciekali rysownicy. Jednak największy kompleks dotyczy kinematografii – Howe przedstawia ze szczegółami, jak przez lata Marvel, a szczególnie Stan Lee zabiegał wszelkimi sposobami o to, by zekranizować przygody superbohaterów i wreszcie solidnie na tym zarobić, bo wydawanie samych zeszytów od końcówki lat 70-tych już nie wystarczało. Wreszcie Howe pokazuje, że ambicje twórców, by robić coraz lepsze i dojrzalsze komiksy (a było takich wielu) liczyły się najmniej. Liczyły się za to zyski z „marek” jakimi były postaci. Aż w końcu sen się spełnił – proszę bardzo. Dziś ekranizacja goni ekranizację. A złote czasy epoki Kirby’ego i Ditko? Hmm, to tylko ładna, lukrowana wizja roztaczana przez Stana Lee, który był mistrzem public relations.
okładka oryginalnego wydania
Jedyne czego brakuje w książce to małego aneksu z biogramami twórców – w polskim wydaniu rzecz niezbędna, bo zakładam, że tytuł adresowany jest nie tylko do osób, które przeżyły przygodę z Marvelem w latach 90-tych, ale także dla fanów filmów z superherosami, którzy w przypadku komiksów mogą mieć zaległości. Nazwiska powszechnie znane w Ameryce nie są przecież powszechnie znane w Polsce.
Sean Howe, Marvel Comics. Niezwykła historia, SQN, Kraków 2013, 512 s.
18 listopada o godz. 10:18 5567
Wyd. SQN bryluje w kategorii złych i bardzo złych okładek. Czy jak pracowano nad tą książką, nikt nie widział oryginału? Wątpię, i tak polskie wydanie wstyd na półce postawić. Chyba, że ktoś stara się, tak jak piszesz w poście, trafić tą pozycją do nastoletniego czytelnika, a to przecież nie tędy droga.
18 listopada o godz. 20:54 5574
No średnia ta okładka z naszego wydania. Szkoda, że nie zachowali oryginalnej. Ale jak mawia przysłowie: ” nie oceniaj książki po okładce” – fascynująca i szokująca historia Marvela rekompensuje okładkę. Inna przykra sprawa, to dostępność tej książki tylko w empiku i merlinie, w pozostałych księgarniach dopiero po nowym roku.
18 listopada o godz. 21:45 5575
No niestety, okładka jest odwrotnie proporcjonalna do zawartości, trochę jak z polskimi wydaniami Munro
20 listopada o godz. 8:32 5595
Wstrzymywałam się przed kupnem tej książki po angielsku tylko dlatego, że chodziły plotki o polskim poprawionym wydaniu. Patrząc na tę okładkę i fakt, że wydanie angielskie wychodzi taniej (sic!) z przesyłką ze Stanów, to sobie daruję i poczekam na drugie wydanie angielskie.
20 listopada o godz. 17:44 5602
Jak zwykle komentarze są merytoryczne i na temat.
Wszyscy krytykują okładkę, a nikt nie odniósł się do treści. Może warto najpierw książkę przeczytać, a potem wyrażać komentarze. Dobrze, że chociaż autor recenzji pisze na temat. Jeśli ktoś nie chce kupić świetnej książki, bo mu się okładka nie podoba to świadczy o jego zainteresowaniu tematem. Kupcie sobie eBooka, bo jest tańszy i nie ma okładki.
Książkę czytałem i uważam, że jest jedną z najlepszych pozycji o komiksie, a okładka jest kwestią gustu i mnie akurat się podoba.
29 listopada o godz. 17:28 5703
Hm…nie przewidywałem zakupu tej pozycji i nie zdarzyło się, żeby jakaś recenzja odmieniała moje zdanie, ale chyba się starzeję, bo oto się stało i kupię tą książkę.
3 grudnia o godz. 15:52 5758
Okładka jest nieprzystająca do treści(co w warunkach polskich jest zrozumiałe; poszerzenie wąskiej grupy odbiorców o gimbusiarnie), ale wyrażona wyżej kategoryczna dyskredytacja dziwi. Ciekawym jak się zapatrujecie na poniższe cuda(wyd. Solaris, Zysk i S-ka oraz Rebis). Pozdrawiam!
http://2.bp.blogspot.com/-0dd90ddxkt0/UjrPEiq7UXI/AAAAAAAACN0/MUlLZtYyCZw/s400/w+mocy+wichru+3-800px.jpghttp://www.sklep.zysk.com.pl/product/image/5/83-7298-668-1.jpg
http://www.iik.pl/images/okladki/83-7120-542-2.jpg
11 grudnia o godz. 15:30 5902
Recenzja faktycznie jest intrygująca i mocno zachęca do przeczytania tej książki. Niemniej mnie osobiście nie do końca dziwi fakt, że w Marvel panowały zasady korporacji i że firma była zorientowana na zysk. To jest dosyć naturalne z punktu widzenia skali działania. Mimo wszystko na pewno przeczytam tę książkę.
12 grudnia o godz. 9:18 5921
Mnie też to nie dziwi, natomiast różnica polega na tym, że na zewnątrz budowali wizerunek kreatywnej „zagrody” i bandy kumpli, a od środka wyglądało to dość bezdusznie. O wiele gorzej niż w przypadku standardów dzisiejszych europejskich korporacji