Kilka lat temu mieliśmy prawdziwą modę na miejskie komiksy. Wszystkie miasta i miasteczka wystawiały sobie
laurki-potworki. Na ogół były tak kiepskie, że dziś nikt o nich pamięta. Całe szczęście antologia „Niczego sobie” zawiera kilka prac, które pozwolą jej uniknąć tego losu.
Zawsze podziwiałem samozadowolenie tzw. władzy lokalnej i różnych instytucji, które z prawdziwą pasją ładowały pieniądze w błoto na komiksy o swoich miastach. Przemyśl, Jarocin, Swarzędz, Zielona Góra, Białystok i nawet nie pamiętam, kto jeszcze. Były to komiksy albo kiepsko napisane, albo fatalne narysowane przez amatorów, albo wydane byle jak i byle taniej. Powyższe cechy występowały w różnych konfiguracjach. Zbierałem te potworki i nadal je zbieram, bo lubię różne kurioza. Jedyny komiks miejski, jaki do tej pory zrobiony był porządnie i z głową to „Tragedyja Płocka” Grzegorza Janusza i Jacka Frąsia.ilustracja: Dominik Szcześniak, Maciej Pałka „Garbus”
A jakie jest „Niczego sobie”? Trzeba przyznać, że wydawcom czy też autorom udało się dobrać piekielny trafny (nie mam pojęcia, czy świadomie) tytuł oddający charakter publikacji. Ten komiks, poza nieźle zaprojektowaną ( jak na standardy polskiego komiksu) okładką jest właśnie niczego sobie. Ani wybitny, ani też przeciętny, bo kilka prac wyraźnie wyciąga go w górę. Przy czym oceniając ten komiks nie stosuję dla niego taryfy ulgowej. Ujmując rzecz inaczej – gdyby poziom artystyczny każdego miejskiego albumu wyglądał w taki sposób, wydawcy owych publikacji nie mieliby się czego wstydzić.ilustracja: Mikołaj Ratka „Człowiek z Żeliwa”
W całej antologii (złożonej z ośmiu shortów) znajdziemy trzy bardzo dobre historie: „Garbusa”, „Balladę o tym, jak zły Mansfeld swój apetyt zaspokoił” oraz „Człowieka z żeliwa”. Skąd ten wybór? Przekornie, najpierw przeczytałem komiksy, a dopiero później poprzedzające je krótkie historyczne szkice. To był dobry ruch, bo odwrotna kolejność zupełnie zepsułaby mi lekturę. W przypadku powyższej trójki komiksy opowiadają ciekawsze historie niż poprzedzające je wstępy. Pozostałe opowiadania obrazkowe w mniejszym lub większym stopniu pokazują, że autorzy nie potrafili wycisnąć z naprawdę intrygującego materiału historycznego dobrych komiksów. I tak Kajetan Wykurz i Daniel Gizicki zamiast pokazać, jak Gliwice wpadają w finansowe tarapaty po wizycie Jana III Sobieskiego o czym dowiadujemy się ze wstępu, woleli stworzyć grzeczną historię o wizycie króla, którą ratuje jeszcze odrobinę stylizacja językowa i sprytny zabieg polegający na tym, że przez całą opowieść twarzy króla nie zobaczymy. Z kolei autorzy shorta „Victoria” opowiadają o rozbojach Armii Czerwonej w 1945 w postaci surrealistycznego i trochę naiwnie „poetyckiego” shorta rodem z magazynów komiksowych z lat 90., choć materiał źródłowy zarysowany we wstępie pokazuje, że to temat na świetny dokument komiksowy. Z kolei tematy takie jak prowokacja gliwicka czy marzec 1968 nie odbiegają swoją realizacją od klasycznych, komiksowych rocznicówekilustracja: Przemysław Surma ,,Ballada o tym, jak zły Mansfeld…”
A teraz liderzy. „Garbus” Macieja Pałki (rysunek) i Dominika Szcześniaka (scenariusz) to prosta, ale bardzo klimatyczna, średniowieczna historia o władzy i upokorzeniu, dziejąca się w czasach husyckich. Autorzy powinni zrobić z tego cały album, bo ku mojemu zaskoczeniu surowy, undergroundowy i agresywny rysunek Macieja Pałki świetnie sprawdza się do wizualizacji wieków średnich. Po wszystkich tych pięknych, wymuskanych, a czasem kiczowatych światach z komiksów fantasy i innych okołośredniowiecznych produkcji, taka estetyka to niezła odtrutka. Tutaj średniowiecznie jest brudne, ponure, obrzydliwe i mroczne. W takim stylu wyobrażam sobie komiksową adaptację „Narreturm”. Bardzo sympatyczny jest również „Człowiek z żeliwa” Mikołaja Ratki, który ze smakiem potrafi posługiwać się oszczędną kreską, rozpoznawalną na pierwszy rzut oka i nie podobną do żadnej innej. Mamy tu legendę miejską o nieszczęśliwej miłości, bez zbędnych kombinacji, za to z subtelnie wprowadzonym kolorytem lokalnym. Na koniec największe zaskoczenie na plus – „Ballada o tym, jak zły Mansfeld swój apetyt zaspokoił”. Przemysław Surma przypomina, jak wygląda przedwojenny komiks lub inaczej parakomiks zwany także „seryjką obrazkową”. Autor stworzył wierszowany, zabawny tekst pod obrazkami i wspaniałe ilustracje, przywodzące na myśli najlepsze lata polskiej ilustracji książkowej i styl Janusz Stannego. Na miejscu Surmy rzuciłbym komiks w diabły i wysłał historię o Mansfeldzie razem z CV do wszystkich dobrych wydawców książek obrazkowych dla dzieci. O ile już tego nie zrobił.
To taka mała dygresja na koniec zamiast puenty.
Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice (różni autorzy), Muzeum w Gliwicach, Gliwice 2012, s.116.
5 marca o godz. 21:26 51
Pamiętam tego potworka z Jarocina i jego ostatnie fragmenty. Burmistrz i szklane domy …
bleee …
6 marca o godz. 9:01 53
Głównym problemem tych miejskich komiksów jest na ogół to, że fabuły są tylko pretekstem do upychania jak najwięcej „edukacyjnych” treści i faktografii. I robi się z tego bryk z podręcznika, tyle że w obrazkach. Na szczęście w „Niczego sobie”, choć część komiksów mi się nie podoba, to jednak tutaj fabuły są fabułami, a faktografię przeniesiono na te wstępy poprzedzające komiksy. I to był dobry ruch. Nie ma też woli opowiadania na siłę dziejów miasta od A do Z.
6 marca o godz. 10:11 55
@Sebastian, ale zdajesz sobie sprawe, ze docelowo ta antologia jest skierowana do mieszkancow Gliwic („komiksowo” dostaje te publikacje „rykoszetem”) i pozbawienie jej „tresci edukacyjnych” nie wchodzilo w gre? Niewiele to ma wspolnego z jakimkolwiek podrecznikiem, bo nawet te najbardziej „faktograficzne” poruszaja tematy slabo albo kompletnie nie znane.
Moim, subiektywnym oczywiscie, zdaniem, poprzez zroznicowanie form komiksow, zostala zachowana rownowaga tej antologii, bez popadania w jakies skrajnosci dla waskiej grupy pasjonatow.
6 marca o godz. 16:19 56
Nie stosując taryfy ulgowej:
„Ujmując rzecz inaczej – gdyby poziom artystyczny każdego miejski album wyglądał w taki sposób, wydawcy owych publikacji nie mieliby się czego wstydzić”. 🙂
6 marca o godz. 18:25 57
Właśnie w „Niczego sobie” ta warstwa edukacyjna nie obciąża fabuły komiksów, jak w większości albumów miejskich. A co do różnorodności – pełna zgoda.
19 czerwca o godz. 16:07 213
Spoko Bartku.Jakkolwiek, cokolwiek ale te kilka osf3b, ktf3re tu i f3wdzie naipsały komentarze w stylu: Odkopałem w domu Tytusa! Przyjdę! , Jeszcze mam Giganty, zabiorę. Plus wiele innych osf3b, ktf3re tylko sobie przypomną o komiksach.To dla mnie wartość tej akcji.Jakbyśmy zrobili zwykłe czytanie komiksf3w pod pałacem kultury, to nie byłoby tyle w mediach o tym, jak dopiszemy coś o Vacie, o premierze i pod sejmem.Tak docieramy do uśpionego fana Tytusa, zagapionego kolekcjonera Gigantf3w, ktf3rych kilku może się zainteresuje komiksem na nowo.Teraz jest spontanicznie, ale trzeba szukać zaplanować więcej okazji, aby komiks przebijał się do medif3w.